Ostatni Wiking, czyli znowu na filmowym planie.

Dawno, dawno temu była sobie osada wikingów-pacyfistów, a działo się to w czasach poprzedzających wydarzenia znane wszystkim (albo chociaż niektórym z filmu "Twoja Stara. Baśń"). To by było na tyle informacji o fabule obecnie powstającego serialu "Ostatni Wiking" w reżyserii Łukasza Jedynastego jakie posiadam. Znaczy jakaś fabuła na pewno istnieje, zapewne nawet jest interesująca, a na pewno nietuzinkowa, tyle, że nic o niej nie wiem. No, ale to miałaby być jakakolwiek przeszkoda, żeby w takim filmie wystąpić? Jasne, że nie! 


Oczywiście pod określeniem wystąpić rozumiemy pojawić się gdzieś daleko na trzecim planie, najprawdopodobniej plecami do kamery... Takie role odgrywałem z Żywią statystując na planie Cyryla i Metodego, podobało mi się więc postanowiłem spróbować znowu choć tym razem bez Żywii. Ekipa filmowa wybrała sobie Białogród jako plan filmowy do części scen i zamierzała tam gościć przez jakieś dziesięć dni. Tyle czasu to ja niestety nie miałem, ale sobotę i niedzielę to już mogłem wygenerować. Zgodnie z ogłoszeniem zdjęcia miały się rozpocząć już o 10-tej rano. Wsiadłem do samochodu troszkę późnawo i musiałem przyśpieszyć, żeby zdążyć. Okazało się, że niepotrzebnie. W osadzie panował spokój i luz, część ludzi nawet nie była w strojach, a ekipy filmowej nigdzie na horyzoncie nie było widać, słychać jej też nie było. W tej sytuacji pozostało mi spokojnie się przebrać, skonsumować śniadanie, pogadać ze znajomymi, pogadać z nieznajomymi, poleżeć w hamaku, połazić za gęsiami, znowu pogadać ze znajomymi i ze świeżymi znajomymi, ponudzić  się i już po kilku godzinach jakże urozmaiconych oczekiwań pojawili się filmowcy. Trzeba przyznać, że stanowili może nie nazbyt punktualną, ale na pewno sympatyczną ekipę, z którą dało się swobodnie pogadać i pożartować. W sumie to bym się zdziwił gdyby ekipa akurat takiej produkcji nie nadawała się do tego. Przyjechali, usiedli pod chatą i zaczęli omawiać scenariusz i inne takie. Po upływie kolejnych godzin już mogliśmy zaczynać kręcenie. Na sprzęt nagrywający składał się aparat/kamera z takim fajnym statywem utrzymującym urządzenie w jednej pozycji pomimo ruchów ręką i dron z operatorem. Na pierwszy ogień poszedł dron, trzeba było nakręcić jakieś scenki z życia wioski, znaczy "ty i ty idziecie w tamtą stronę, rozmawiacie z tymi co tam siedzą, a potem wracacie, wy wychodzicie przez bramę, ty wchodzisz do chaty" czy jakoś tak. Generalnie trzeba się było kręcić po wiosce. Potem była scenka, w której polańscy wojowie kradną z wioski druida, jakieś scenki indywidualne z głównymi bohaterami i na nic więcej nie wystarczyło czasu. Po wszystkim ekipa filmowa zawinęła się na kolację obiecując, że potem przyjedzie znowu na gród pobiesiadować, ekipa historyczna od razu zabrała się do biesiadowania, a ja pojechałem do domu. W moim wieku to już takie rozrywki człowiekowi tylko zostają...


W niedzielę rano znowu pojawiłem się niemalże punktualnie w Białogrodzie, tym razem ekipa filmowa pozytywnie zaskoczyła, bo była już o 11-tej. Dziś mieliśmy wałkować sceny batalistyczne czyli to, co Mojmiry lubią najbardziej. Trzeba się było zabrać za kręcenie ataku na gród, niestety tłoku wśród statystów raczej nie było więc i armie wyszły nie za obficie. W zasadzie to najpierw trzeba było grać w ujęciach armii nacierającej na gród, a potem grać obrońcę, żeby to jakkolwiek wyglądało. Ja osobiście najpierw dzielnie zdechłem broniąc mostu, a potem dzielnie wdarłem się na blanki żeby mordować obrońców i porwać obrończynię. Wszędzie ten paskudny dżender, więc nawet w tym filmie baba w spodniach będzie biegać. Fe.... tak czy inaczej trzeba było porwać takiego babochłopa i znieść po drabinie nie robiąc przy tym krzywdy sobie ani jej(jemu). Tutaj scenka też skończyła się śmiercią mojej postaci, dla odmiany rażonej gromem ciśniętym przez gromowładnego Thora, a konkretniej muzyka kapeli Zacier. Nie każdy umie dać się ubić dwa razy w ciągu jednej bitwy i to jeszcze po różnych stronach barykady. Oczywiście wszystkie sceny były kręcone po kilka razy, trzeba było nakręcić ujęcia od wewnątrz, ujęcia od zewnątrz, zbliżenia no i jeszcze z drona tez trzeba było coś nakręcić. Na prawdę nie jest łatwo cztery razy z rzędu wyłożyć się mniej więcej tak samo w czasie obrony mostu. Kręciliśmy jeszcze scenę wypuszczenia druida, zdaje się, że noszącego wdzięczne imię Toromił. Udało mi się wkręcić na woja, który prowadził go na sznurku, istnieje więc pewna nadzieja, ze jakiś fragment mojej osoby rzeczywiście pojawi się na filmie.


Kiedy piszę o filmie to muszę też wspomnieć o najciekawszych rekwizytach jakie pojawiły się na planie, a konkretniej o rogach do hełmów. Przecież każdy wie, że wikingowie mieli rogi na hełmach i bez takich rogów o wikingach nie może być mowy. No ale kto normalny pozwoli przykręcić taki badziew do swojego hełmu? Zamówienie hełmów od razu z rogami na potrzeby produkcji to spora kasa znowu. Filmowcy z tego wybrnęli koncertowo, wystarczyły im magnesy i trochę silikonu. Efekt mnie zwyczajnie urzekł i też sobie takie zrobię. Przy okazji kręcenia miałem też okazję obserwować pracę pani charakteryzatorki, przygotowywała woreczek ze sztuczną krwią, która miała wyciec z brzucha ranionego strzałą Svena. Sztuczna krew w woreczku stała przymocowana do worka z kiszoną kapustą, a całość do deseczki którą aktor dostał pod koszulę.wszystko fajnie, ale do tej pory nie wiem po jaką cholerę była tam ta kiszona kapusta. Jednak wciąż są na tym świecie rzeczy, które mnie mogą zaskoczyć.











































Komentarze