Turki czyli wielkanocna straż grobowa z Woli Rzeczyckiej.

Wola Rzeczycka jest niewielką miejscowością leżącą na północy Podkarpacia, w gminie Radomyśl nad Sanem. Ani ona ładniejsza niż okoliczne wioski, ani brzydsza, ot zwyczajna miejscowość w południowo-wschodniej Polsce. Niezwyczajna jest natomiast kultywowana w niej tradycja wielkanocnej straży grobowej zwanej Turki. Zwyczaj ten przywędrował do Woli z pobliskiego Radomyśla w dwudziestoleciu międzywojennym. W tym okresie powstał w Woli Rzeczyckiej nowy kościół i parafia pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. W 1924 roku za sprawą Stefana Wydry przy parafii został zorganizowany oddział straży tureckiej.

Skąd w ogóle nazwa turki i pomysł na straż grobową? Według lokalnych legend mieszkańcy okolicy brali udział w wyprawie Jana III Sobieskiego na Wiedeń. Mieszkańcy Radomyśla, powracający z wyprawy mieli dotrzeć do miasta w Wielki Piątek i zaciągnąć straż w kościele przy symbolicznym grobie Jezusa, mając na sobie zdobyczne szaty tureckie. Inna legenda bliższa Woli Rzeczyckiej mówi o muzułmańskich jeńcach wojennych wziętych pod Wiedniem w niewolę, którzy mieli zostać osadzeni w przysiółku tej miejscowości nazwanym Turki. Po nawróceniu na katolicyzm brańcy mieli otrzymać prawo do pełnienia straży przy grobie Jezusa. Troszkę szerzej można przeczytać o tym tutaj. Obydwie teorie wydają się być przynajmniej po części prawdziwe w świetle dostępnych faktów. Orientalnie brzmiące nazwiska wielu mieszkańców Woli Rzeczyckiej i okolic oraz nazwa do dziś istniejącego przysiółka zdecydowanie potwierdzają tezę o osadzeniu brańców spoza europejskiego kręgu kulturowego w tej okolicy.

Dowództwo nad zorganizowanym na wojskową modłę odziałem sprawuje komendant. Zgodnie z logiką nazwy to on wydaje wszystkie komendy, zajmuje się rozprowadzaniem wart i prowadzeniem oddziału w czasie defilad. Poza tym na jego barkach spoczywa organizacja wszystkich zbiórek i nauka musztry i pilnowanie porządku w oddziale.
Jednak najważniejszą postacią w całej formacji jest basza (określenie pochodzi z języka irańskiego i oznaczało wysokiego urzędnika w osmańskiej Turcji). Funkcja ta jest dość wymagająca i nie każdy jest w stanie jej sprostać, basza musi być wygadany, potrafić na poczekaniu sformułować jakiś żartobliwy wierszyk i spamiętać przywary oraz zalety okolicznych gospodarzy. Jest mu to potrzebne w czasie defilady po wsiach parafii Wola Rzeczycka. Niektórzy gospodarze życzą sobie wtedy parady turków na własnym podwórku. Muszą się przy tym liczyć z mniejszą lub większa ilością żartobliwych docinków ze strony baszy w czasie składania przez niego życzeń. Można go bardzo łatwo rozpoznać po charakterystycznym stroju, przede wszystkim rzuca się w oczy obowiązkowa peleryna, do tego musi być jeszcze długa, zazwyczaj sztuczna broda i obfity brzuch. Jeśli basza nie dysponuje odpowiednimi warunkami fizycznymi, aby spełnić ostatni warunek to nadrabia poduszką.
Towarzystwem dla baszy są czterej adiutanci zwani kogutami. Są to postaci bardzo rzucające się w oczy za sprawą swoich, wysokich, stożkowych czapek zwanych "czako", sztucznych bród, granatowych mundurów i spodni z lampasami. Gdy Jezus spoczywa w grobie, to jest do Wielkiej Soboty, czapki kogutów są w żałobnym, czarnym kolorze. Po zmartwychwstaniu czyli w Niedzielę Wielkanocną i w Lany Poniedziałek czaka są pokryte w całości kolorowymi kwiatami wykonanymi z bibuły.

Sylwester Krawiec czyli ojciec autora niniejszego tekstu w tureckim mundurze. 
W oddziale jest jeszcze chorąży, nikogo chyba nie zaskoczę pisząc, że odpowiada on za sztandar oddziału, opiekuje się nim prze cały rok, a w czasie obchodów Wielkanocy jest odpowiedzialny za niesienie go w asyście lewo i prawoskrzydłowego. Poza nimi jest jeszcze dwóch doktorów odpowiedzialnych za stan zdrowia oddziału przed wymarszem, jeśli któryś z turków nie czuje się najlepiej doktorzy wzmocnią go łykiem odpowiedniego trunku. 
Korpus oficerski oddziału łatwo rozpoznać po czerwonych rogatywkach z dopiętymi do nich blaszanymi orzełkami z przodu oraz pękami pawich lub bażancich piór i sztucznych kwiatów z lewego boku czapki. Furażerka również z obowiązkowym pękiem piór jest natomiast atrybutem zwiadowców. Maszerują oni przed oddziałem i mają za zadanie dopytywać gospodarzy, czy któryś z nich życzy sobie parady u siebie na podwórku.
Najliczniejszą grupę turków stanowią oczywiście szeregowcy. Są to zazwyczaj najmłodsi, często jeszcze oczekujący na swój pierwszy zarost młodzieńcy, ubrani w oliwkowe bluzy mundurów paradnych przewiązane w pasie barwnym pasem materiału. Kolejny pas materiału tworzący szarfę biegnie im od prawego ramienia do lewego boku. W zasadzie są to dwie szarfy, pierwsza biała i szeroka, druga czerwona i węższa. Obydwa pasy w zestawieniu ze sobą wyglądają na pierwszy rzut oka jak białoruska flaga narodowa, ale jest to skojarzenie absolutnie przypadkowe. Dopełnieniem stroju są czerwone szarawary i bogato zdobione cekinami i sztucznymi perłami czapki przypominające nieco turecki fez. Każda z tych czapek ma z przodu przymocowany herb leliwa, to jest półksiężyc i sześcioramienną gwiazdę oraz wysoki pęk piór sterczący pionowo ku niebu.
Jako, że Armia Turecka jest armią, posiada stosowne do swojego charakteru uzbrojenie, jest to imponująca kolekcja broni białej wszelkich typów, w wielu wypadkach zabytkowej, czasem wykonanej samodzielnie. Z szablą na ramieniu turki sprawują warty przy grobie Chrystusa, z szablą u boku maszerują i z szablą w dłoni prezentują się w czasie musztry. Jest to niezbędny i bardzo malowniczy element ekwipunku.
Podstawowa aktywność Turków ogranicza się do Wielkiego Tygodnia. W Wielki Czwartek zaciągają wartę przy grobie i sprawują ją aż do Wielkiej Soboty stojąc przy nim w żałobnych strojach. Czy raczej z żałobnymi elementami strojów, składają się na nie czarne rękawiczki i brak ozdób na szarfach oraz przesłony z czarnego materiału na czapkach kogutów.


Z soboty na niedzielę Kościół Katolicki obchodzi pamiątkę zmartwychwstania Jezusa. Dlatego też Niedziela Wielkanocna ma dla Turków znacznie radośniejszy charakter. Na poranną mszę maszerują przy wtórze bębnów. Po południowej mszy następuje parada na plebanię uświetniona obecnością wynajętej orkiestry. Po drodze można zobaczyć taniec kogutów przed maszerującym oddziałem, składający się ze zsynchronizowanych pląsów połączonych z uderzeniami szabli o szablę przy wymijaniu się tancerzy. Pomiędzy kogutami tańczy również basza w swoim szerokim płaszczu. Przed plebanią dochodzi do apelu, basza wygłasza tam przemowę do proboszcza wychwalając w humorystyczny sposób jego zalety i mniej chętnie poruszając wady gospodarza plebanii. Armia turecka stoi wtedy na baczność w dwuszeregu prezentując swoje umundurowanie i uzbrojenie. Reszta niedzieli i Poniedziałek Wielkanocny przeznaczone są na defilady po wsiach parafii, Turcy niosą wtedy dobrą nowinę, że Jezus zmartwychwstał parafianom i przy okazji odwiedzają życzących tego sobie gospodarzy.

Turki z Woli Rzeczyckiej stanowią niesformalizowana oficjalnie grupę pasjonatów utrzymujących swoją działalność z datków parafian. Ich barwne stroje i karny dwuszereg w czasie defilad stanowią bardzo wdzięczny obiekt obserwacji i warto choć raz wybrać się do tej miejscowości, by móc ich zobaczyć.
Ja już jako małe dziecko obserwowałem parady tureckiej armii odwiedzając w czasie Wielkanocy dziadka mieszkającego w pobliskiej Dąbrowie Rzeczyckiej. Zazwyczaj oddział zachodził tam w Lany Poniedziałek przez co budził poważną pokusę wypróbowania nieodłącznej tego dnia sikawki na wodę. Uwagę przyciągały kwieciste czapki kogutów i broń szeregowców, trochę od tamtej pory podrosłem, a te same elementy jakoś nie straciły dla mnie na atrakcyjności. Koniecznie muszę na koniec nadmienić, że zarówno mój ojciec Sylwester jak i jego bracia w czasach odległej już młodości byli członkami tureckiej straży grobowej w Woli Rzeczyckiej. Cieszy mnie, że pomimo upływu lat tradycja, z którą związana była moja rodzina (nieco odleglejsze kuzynostwo nadal jest) wciąż trwa, ma się całkiem dobrze i potrafi przyciągnąć zarówno tłumy parafian jak i gości z odleglejszych zakątków Polski.



















































Komentarze