W Chorwacji cz. III Dzika plaża.

Dzisiaj wypadł dzień opalania się w okolicach miejscowości Stara Baška. Znaczy kto się miał opalać to się opalał, ja miałem nieco inne plany na dzisiaj. Dotarcie nad plażę zajęło nam kilkadziesiąt minut autem, ale opłacało się pojechać. Zatoczka, błękitna woda i białe wzgórza, których stoki schodziły do morza, widok jak z obrazka. Oczywiście były też mankamenty w postaci nadmiernego upału, ale nie wszystko może być idealne.  


Na początku oczywiście poszedłem ze wszystkimi na pełną otoczaków plażę, pokombinowaliśmy przy zrobieniu jakiegoś cienia no i pocieszyłem oczy okolicą, tak z 5 minut wytrzymałem. Zwiedzanie zacząłem od wdrapania się na skałki, przy których wylądowały nasze koce, dosłownie po chwili gratulowałem sobie już niesfornej natury wyrywając spod większych odłamków skalnych kamień pełen drobnych skamieniałości, te większe kamulce też były pełne skamieniałości i w zasadzie wszystkie skały tutaj takie były. No eldorado dla zbieracza skamieniałości, dla mnie w sumie też. Zawlokłem kilka zdobycznych okazów pod koc (znaczy nie tak dosłownie pod tylko obok położyłem) i zdecydowałem się na wycieczkę w kierunku szczytu najbliższej góry czy tam górki. Wzniesienie wyglądało dość malowniczo i skaliście, niestety nie widziałem żadnej ścieżki, która by mnie tam mogła zaprowadzić. Nie zostało mi nic innego jak wytyczyć sobie ścieżkę samemu, byłoby to odrobinę łatwiejsze i dużo przyjemniejsze, gdyby moim jedynym obuwiem nie były sandały. No ale jakoś się tak złożyło, że były. Dzięki nim odkryłem jak wiele kolczastych roślin można spotkać na takiej wypalonej słońcem trawce, forsowanie kamiennych murków też stanowiło w takim obuwiu atrakcję znacznie większą niż zazwyczaj. Oczywiście i murków i trawki na początkowym odcinku trasy było sporo, potem ustąpiły miejsca luźnym kamieniom... No ale nic, jakoś mi się udało nie skręcić żadnego stawu ani nie zostawić za dużo naskórka z kostek na odstających kamieniach, udało mi się natomiast osiągnąć szczyt i nacieszyć oczy i obiektyw pięknym krajobrazem okolicy. Znaczy się, cele operacyjne zostały osiągnięte przy minimalnych stratach własnych. Droga w dół okazała się nieco trudniejsza, powoli zaczynałem rozumieć o co chodzi z tym czepianiem się sandałów w tatrach... 


Po powrocie odpocząłem chwilkę, a potem zamieniłem jezuski na płetwy i ruszyłem pod wodę. Trzeba było przecież sprawdzić co tam jest ciekawego. No i ciekawie faktycznie było, krajobraz pod wodą był ciekawszy niż przy Krku i do tego nieco bardziej obfitował w istoty żywe, znalazłem dwie czy trzy podwodne groty, bardzo płytkie ale dość przestronne. Kusiło, żeby do nich wpłynąć, ale siła z jaką fale wtłaczały tam wodę gwarantowała mi, że przy takiej próbie wyląduję plecami czy inną, z pewnością wrażliwą częścią ciała na skale, a bardzo nie miałem na to ochoty ze względu na jeżowce, które siedziały sobie na wszystkich ścianach tych podwodnych tworów geologicznych. Udało mi się tez zaobserwować bójkę dwóch rybek przy dnie, podobno przemoc nie jest rozwiązaniem jednak zarówno te rybki jak i moje doświadczenia przeczą tej naiwnej tezie. Znalazłem też czareczki, całkiem sporo tych uroczych (dla żołądka) ślimaków siedziało sobie na skałach więc nieco przerzedziłem ich populację. Próbowaliście kiedyś zbierać czareczki pod wodą? Trzeba zanurkować, znaleźć odpowiednio duży okaz, podważyć go nożem i złapać (to ostatnie jest bardzo ważne), a potem jeszcze coś z tym stworem zrobić, bo przecież do kieszeni je zbierać to średni pomysł. Ja ten kłopot rozwiązałem przy pomocy plastikowej butelki i kawałka sznurka, którym ją do siebie przytroczyłem. Nadciąłem górną część butelki (trochę pod zakrętką, na około), a potem zalałem ją wodą, żeby mi nie przeszkadzała w nurkowaniu. Zdobycz wrzucałem przez wycięty otwór, bo przez otwór pod nakrętką się nie mieściła. Ślimaki nie wypadały z takiego pojemnika, a pojemnik nie odpadł ode mnie więc uważam go za dostatecznie skuteczny choć nieco improwizowany element ekwipunku. 


Ślimaki zbierałem na dwie tury, za drugim razem puściłem się do wody bez aparatu. Oczywiście własnie wtedy i tylko wtedy, po raz pierwszy i ostatni na całym wyjeździe spotkałem ośmiornicę... Zanurkowałem po jakąś muszelkę na dnie i zauważyłem tego ośmioramiennego stwora przyklejonego do skały. Ośmiornica wyraźnie się na mnie gapiła i udawała, że jej nie ma. Oczywiście nie ruszała się przy tym z miejsca, więc mógłbym jej zrobić śliczne zdjęcia, no ale nie miałem czym. Wrrrr.... Dostałem nauczkę, żeby nawet po żarcie nie ruszać się bez aparatu.
Co do żarcia to teraz warto by napisać o sposobie na przyrządzenie takich specjałów frutti di mare. Otóż należy zagotować wodę, a potem wrzucić je do wrzątku i chwilę pogotować. Prawda, że skomplikowane? Wodę oczywiście należy posolić, ewentualnie można iść na skróty i zagotować morską. Owszem mięczaki nie mają może lekkiej śmierci, ale na pewno szybką. Generalnie czareczki nie są daniem nadzwyczaj wybornym, zwyczajnie są gumowate, jeśli ktoś nie ma ochoty żuć ich w całości to je zawsze może pokroić i wrzucić do zupy lub innego dania. Dodam jeszcze, że po wyciągnięciu ślimaka z muszli trzeba najpierw wyrwać my flaki, a dopiero potem skonsumować resztę czyli nogę z głową. Poza ślimakami udało mi się tez dopaść kilka omułków, te są dużo lepsze w smaku i mają delikatniejsze mięso poza tym nie trzeba z nich nic obrywać, no może poza nitkami którymi przymocowują się do czegoś stałego. 


Większą kolonię omułków znalazłem przy naszym kolejnym pobycie na tej plaży, była z nich wtedy całkiem niezła uczta. Zbierałem je tak samo jak czareczki do plastikowej butelki, trochę więcej zabawy było potem. Jeśli czareczka jest trupem to odpada od skały i się jej na pewno nie zbierze, z zamocowanymi na stałe w jednym miejscu małżami już tak łatwo nie ma, a zatrucie się zdechłymi mięczakami to żadna przyjemność. Tak więc po zebraniu trzeba je dość dokładnie obejrzeć, jeśli jakieś muszle nie są szczelnie zamknięte to znaczy, że omułek albo jest nadzwyczaj ciekawski i nas obserwuje, albo jest trupem, zazwyczaj na 100 przypadków tego typu mamy do czynienia z setką trupów. Oczywiście to nie wszystko, nie każdemu małżowi po śmierci puszczają zwieracze, w tym przypadku procesy gnilne zaczynają przebiegać wewnątrz muszli, a powstałe przy tym gazy nie maja jak ujść na zewnątrz, dzięki temu łatwo takiego zgniłka poznać, po prostu muszla z trupem w środku pływa. Tak więc najpierw wyrzucamy wszystkie otwarte muszle, potem wywalamy te które pływają (można tez odwrotnie), reszta powinna nadawać się do konsumpcji. Omułki ugotowaliśmy tak samo jak czareczki czyli wrzuciliśmy do gorącej wody. Kuchenka turystyczna okazała się w tym bardzo pomocna.














































Komentarze

  1. Już tak dawno nie byłam w Chorwacji. Pięknie uchwycony podwodny świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękujemy za dobre słowo ;) Jeśli ma pani ochotę zobaczyć inne zdjęcia spod wody zapraszamy do przejrzenia wpisów z Indonezji. Zahaczylismy tam kilka razy o rafy koralowe ;)

      Usuń

Prześlij komentarz