W Chorwacji cz. II Nurkowanie Krk.

Stało się! Może i z przygodami, ale dotarliśmy na wyspę Krk i zameldowaliśmy się na polu namiotowym w mieście Krk. Na szczęście tę nazwę wymawia się Kyrk, co nieco minimalizuje ryzyko zwichnięcia języka. Trafiliśmy na całkiem porządne i zadbane, w dodatku dość zatłoczone pole namiotowe, znaleźliśmy sobie miejsce w cieniu drzewa oliwkowego (niestety oliwki były jeszcze niedojrzałe) i tam postawiliśmy namiot, który miał być nam schronieniem przed słońcem i deszczem przez najbliższy tydzień.


Przebywaliśmy więc na największej chorwackiej wyspie obmywanej dookoła wodami Morza Adriatyckiego. Do tej pory Adriatyk tylko raz w życiu widziałem i to w bardzo ograniczonej skali, dawno temu zwiedzając Wenecję. Ucieszyłem się więc, że widzę go ponownie i tym razem na samym oglądaniu z brzegu się nie skończy. Miałem w końcu ze sobą swój zestaw do nurkowania i zamierzałem go intensywnie używać.
Na 1 sierpnia wypadła nam pierwsza wizyta na plaży, dla naszych znajomych były to już kolejne z rzędu odwiedziny w tych rejonach, więc sprawnie poprowadzili nas w kierunku miejskiej i zatłoczonej plaży obok hotelu Karaca. Zgodnie uznaliśmy, że to nie jest miejsce dla nas, w zasadzie nie było tam miejsca nawet dla naszych stóp. Oczywiście nieco przesadzam, ale było tłoczno. Trzeba było iść dalej, tak się akurat złożyło, że dalej to była plaża nudystów. Od razu trzeba tu ostudzić fantazje co poniektórych. Na plażach nudystów nie wygrzewają się ponętne nastolatki w stroju Ewy tylko stare Niemki, niestety w stroju Ewy. Jeśli ktoś się spodziewa wrażeń estetycznych to będą to wrażenia raczej z kategorii turpistycznej. Poza tym jakoś łatwiej tam spotkać panów (niezbyt przejmujących się pojęciami typu estetyka i z pewnością dalekich od greckiego ideału) niż panie, ewentualnie pary. Plażę w końcu znaleźliśmy, poza zwyczajowymi tablicami informującymi o jej charakterze, można ją było jeszcze poznać po sporym, choć mocno uproszczonym wizerunku przyrodzenia wymalowanym sprejem na skale.


Może wyjaśnię tu od razu, że skał to tam był naprawdę dostatek. Skaliste wybrzeże, otoczaki zamiast piasku, mniejsze i większe skały wystające z wody, sporo kamieni na lądzie, cyple wcinające się w morze. Na brak kamieni i słońca nie mogliśmy narzekać, trochę gorzej było z cieniem, jego niedobór dało się odczuć, na szczęście sobie z tym poradziliśmy. Jakoś tak wyszło, że opalanie się nie należy do moich pasji więc zabrałem się za coś co lubię czyli nurkowanie z rurką. Nie używana od czasów indonezyjskiej rafy koralowej maska znalazła się na mojej twarzy i powoli zacząłem się zanurzać w toń Adriatyku. Do wody starałem się wchodzić jak najostrożniej ze względu na dużą ilość jeżowców żyjących sobie w tych wodach. Nigdy na takiego nie nadepnąłem i byłem zdeterminowany, żeby ten stan utrzymać. Przez pokrytą zmarszczkami drobnych fal powierzchnię wody nie bardzo dało się dostrzec detale dna, ale jak tylko zanurzyłem głowę od razu zobaczyłem czarne, kolczaste kulki dość obficie rozsiane po dnie. Pierwsze zanurzenie, pierwsze formy życia. Gdy już dotarłem do wody w której swobodnie dało się pływać, mogłem zacząć podziwiać krajobrazy roztaczające się przede mną pod wodą. Pewnie nikogo nie zdziwię pisząc, że były zdominowane przez skały, ale trzeba dodać, że wyglądały one znacznie ciekawiej niż te nad wodą. Poszarpane, nieregularne skały, tworzące łuki, drobne groty i nawisy... Znaczy nie to, że każdy kamień pod wodą wyglądał jak z bajki, ale szło tam znaleźć ciekawe widoki. W każdym bądź razie pod wodą okazało się być ładniej niż ponad jej powierzchnią. Oczywiście interesowało mnie podwodne życie, byłem bardzo ciekaw jak wygląda w Adriatyku. Cóż... Rafa koralowa to to na pewno nie była, ale coś tam ciekawego mi się udało zauważyć. O jeżowcach już pisałem, ale udało się znaleźć też całkiem uroczą i lekko kolczastą strzykwę wijącą się po dnie, jakieś, pomarańczowe żachwy przyklejone do skał i sporo ukwiałów. Tych ostatnich się akurat nie spodziewałem. Żyły sobie mniejszymi lub większymi grupkami na dnie i wyglądały jak kępki żółtawej trawy. Trafiłem na kilka kolonii małych gąbek, trochę niewielkich wodorostów no i oczywiście widziałem ryby. Nie szokowały obfitością barw i kształtów, ale były. Od kilkumilimetrowej drobnicy po kilkunastocentymetrowe rybki, żyjące w ławicach. Zdecydowanie, zabranie ze sobą sprzętu do nurkowania było dobrą decyzją, przydałaby się do tego jeszcze jakaś pianka, bo woda do najcieplejszych wcale nie należała. Na szczęście jakoś sobie z tym radziłem. Żywia też próbowała nurkować, ale wytrzymała w wodzie znacznie krócej. Tak czy inaczej udało mi się spędzić trochę czasu w naprawdę ciekawy i przyjemny sposób. W dodatku sposób produktywny, znaczy sporo zdjęć naprodukowałem, tu poniżej można je obejrzeć.











































































Komentarze

  1. Super wrażenia co nie:) Ja to też lubię i na wodzie popływać:) Znalazłam tak na https://gosup.pl/kamizelki-pneumatyczne-11 specjalne kapoki, pneumatyczne i też w sumie inny sprzęt do sportów wodnych.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz