Zimą po Beskidach - Trzy Kopce.

Tak się złożyło, że mam teraz blisko w Beskidy, znaczy jakieś 15 minut samochodem. Mając do dyspozycji wolny dzionek i zapowiadającą się dobrze pogodę postanowiłem wszystkie te elementy ze sobą złożyć i wybrać się na górski spacerek. Jako że miałem do dyspozycji jeden i to w dodatku krótki dzień, wybrałem sobie niezbyt długą trasę, której koniec wypadnie blisko jej początku. Po spacerku musiałem przecież dostać się jakoś do auta i wrócić do mieszkania. Po kilku minutach gapienia się w mapę miałem już plan działania. Dojechać do Ustronia, znaleźć zielony szlak biegnący na Orłową, potem niebieskim przebić się na Świniorkę, stamtąd przejść na Zakrzosek i czarnym szlakiem zejść do Dobki skąd mam już blisko do Ustronia i miejsca gdzie chcę zostawić pojazd.


Na szybko wrzuciłem do plecaka butelkę wody, trochę słodyczy w ramach prowiantu, zapasowy golf na wypadek pogorszenia pogody i raki na buty, tak na wszelki wypadek. Pogoda była ślicznie wiosenna i u podnóża gór nie było nawet śladów śniegu więc nie spodziewałem si,ę że mi się raki za bardzo przydadzą. Zresztą zębate podkówki na buty ciężko tak do końca nazwać rakami. Samochód postawiłem pod pobliskim kościołem, miejsce w którym istnieje najmniejsze prawdopodobieństwo, że dostanę cegłą po szybie i zarazem najprostszy punkt orientacyjny na wypadek gdybym zabłądził.

Odnalezienie szlaku poszło mi dość gładko, droga na Orłową również. Śniegu na początku nie było wcale potem zaczęły się pojawiać sporadycznie niewielkie połacie terenu przyprószone warstewką białego puchu. Potem śnieg stał się normą na szlaku, wraz ze śniegiem pojawiła się masa tropów zwierząt. Odbite w świeżym i w miarę wilgotnym śniegu były wyraźnie widoczne. Po górkach biegały sobie sarny, dziki, lisy i inne takie. Śnieg miał też pewne minusy. Kiedy pierwszy raz wyrżnąłem na kolano przez kawałek lodu nim przyprószony zacząłem mocno uważać... Gdzieś w okolicach Świniorki natrafiłem na tropy, które zainteresowały mnie znacznie bardziej od pozostałych. Niby przypominały sporego psa, tyle że u psów przednie i tylne poduszki palców zachodzą na siebie. Tutaj mogłem swobodnie wyrysować prostą linię pomiędzy nimi. Czyżby? Nie mam 100% pewności, ale prawdopodobnie znalazłem tropy wilka. Pojawiły się przy szlaku, biegły kilkadziesiąt metrów przy nim, a potem zniknęły w lesie. Trasa ze Świniorki na Zakrzosek była solidnie zaśnieżona, a pod śniegiem było trochę lodu. W zasadzie każdy krok mógł się skończyć w najlepszym przypadku figurą baletową, w najgorszym złamaniem tej czy innej kości z podstawą czaszki włącznie. Trzeba było przystanąć na chwilę i założyć raki. Kupiłem je kiedyś na targu staroci w szwajcarskiej stolicy. Wydając na nie astronomiczną sumę 4 franków. Dziś uznałem, że była to dobra inwestycja. Nie do końca wiedziałem jak to powinno działać więc założyłem podkówki na pięty i czubki butów spinając razem paskami. Na początku było całkiem dobrze, niestety przednie podkówki często mi się zsuwały, utrudniając marsz. Przypomniałem sobie wtedy, że przy zakupie dostałem od sprzedawcy tylko dwa okucia, ale przy pomocy zdolności lingwistycznych brata wykłóciłem się o drugi komplet twierdząc, że dwa przypadają na jeden but i chcę też okucia na drugi. 


W kontekście wykorzystania praktycznego okazało się, że wydębiłem od sprzedawcy dwa komplety w cenie jednego. Ściągnąłem okucia z czubków butów zostawiając sobie tylko napiętki i ruszyłem dalej. Na jako-tako równym terenie sprawdzały się całkiem dobrze, kiedy robiło się bardziej pochyło musiałem już uważać. Przez resztę trasy wyłożyłem się tylko raz więc mogę uznać, że okucia sprawdziły się całkiem dobrze. Niestety kilkakrotnie musiałem je poprawiać bo zsunęły się z pięt, drobna niewygoda w porównaniu z pokonywaniem trasy gołą podeszwą, które by mnie czekało bez raków. Po drodze nie spotkałem nikogo na szlaku, widziałem tylko ślady w śniegu zostawione przez jakiegoś amatora turystyki przede mną. Łatwo więc zrozumieć moje zdziwienie gdy wyminął mnie jakiś typ na rowerze... Gość był naprawdę twardym zawodnikiem. Choć chyba nie docenił warunków w jakich mu przyszło jechać, kilka razy widziałem potem jego ślady, w których zaliczył glebę. Pierwotnie planowałem skręcić na czarny szlak z Zakrzoska do Dobki, ale nie zauważyłem i minąłem zejście bardziej zajęty walką o równowagę niż skrętem. Gdy się już zorientowałem, że jestem za daleko stwierdziłem, że mam dość czasu żeby wejść jeszcze na Trzy Kopce. Droga była już praktycznie całkowicie oblodzona więc szło się dość trudno, jednak dotarłem na szczyt bez szczególnych przygód. Porozglądałem się trochę zrobiłem kilka zdjęć i trzeba było wracać. W dół szło się trudniej niż do góry. Na szczęście gdy tylko zszedłem na czarny szlak w kierunku Dobki lód znikł niemal całkowicie i mogłem już ściągnąć raki. Ogółem spacer zajął mi niecałe 5 godzin wypełnionych pięknymi widokami i świeżym powietrzem. Przy okazji testowałem nowe, jeszcze nie do końca rozchodzone buty, jak na świeży zakup okazały się całkiem niezłe i zrobiły mi tylko jeden odcisk nad piętą. Niby wygodniej byłoby ten czas przesiedzieć przed komputerem, ale wolałem żeby było ciekawiej niż wygodniej.





Początek szlaku był bardzo zachęcający.








Chyba kuna, a jeśli kuna to na pewno leśna.
Wiewiórka, w zasadzie te gryzonie powinny spać o tej porze roku, ale zima była na tyle ciepła, że niektóre mogły nie zapaść w letarg.
Tropy lisów przewijały się dość często.

Tropy wilka, a przynajmniej tak mi się wydaje.
W tropach psa przednie i tylne poduszeczki łap zachodzą na siebie tak, że nie można przeprowadzić pomiędzy nimi prostej linii, tutaj mi się udało, dla tego podejrzewam, że to jednak był wilk.
Poza tym zwierzaczek był całkiem spory, na pewno większy od przeciętnego Pimpusia.

Dziki też biegają sobie po górkach.
Znowu kuna.


Nadal dzik.
Sarna.
Moje dość umowne raki i sposób w jaki próbowałem je mocować.


Po pierwszych próbach doszedłem do wniosku, że sam napiętek sprawdza się znacznie lepiej niż poprzednia konfiguracja.








Komentarze