Baba w podróży - czyli jak się Żywia pakowała w tropiki i co doradzić może.

10 lutego lecimy do Bangkoku, gdzie rozpocznie się pierwszy etap naszej wyprawy. Od kilku dni nieustannie rozmyślam i planuję co zabrać ze sobą na te kilka miesięcy w ciepły i wilgotny klimat - staram się przewidzieć różne sytuacje i potrzeby, a zarazem tak dobrać rzeczy, żeby były jak najbardziej wielofunkcyjne oraz lekkie. Do tego dochodzi także czysto babskie podejście - nie chcę przez te kilka miesięcy wyglądać jak zapuszczony kocmołuch, a wiadomo jak to w podróży po taniości jest... Przemieszcza się czym popadnie w skwarze, pyle i trudzie, siada się gdzie bądź, śpi lub nie śpi. O ile takie warunki mają trwać dwa lub trzy tygodnie, to spokojnie można zacisnąć zęby, w końcu podróż służy przygodom i zdobywaniu doświadczeń - w moim mniemaniu ;) Ale my planujemy spędzić w Azji południowo wschodniej kilka miesięcy i chciałabym chociaż na kilku zdjęciach wyglądać reprezentacyjnie :P


Kilka okoliczności, które biorę pod uwagę podczas pakowania:
- klimat ciepły
- noclegi nie zawsze na kwaterach, częściowo spanie na plaży
- około 4 miesięcy podróży
- możliwość gotowania samej

Zatem mój plan pakowania jest taki, żeby zabrać możliwie mało i to lekkich rzeczy, które będą spełniały wielorakie zadania i służyły w najrozmaitszych sytuacjach. Mam nadzieję, że ten mój pamiętniczko notatnik przyda się jeszcze jakiejś niewieście planującej jechać w cieplejsze regiony. Nawet jeżeli ktoś planuje wyjechać na krócej, to zapewne znajdzie tu kilka cennych wskazówek, długi czas podróży niewiele zmienia w sposobie pakowania, po prostu później trzeba systematycznie prać :)

Zacznę od zewnętrza - plecak. Zabieram mój dobrze już wypróbowany plecak z kilku względów. Przede wszystkim był już moim przenośnym domkiem na kilku wyprawach i wiem, że układa się na plecach jak trzeba, nie będzie mnie gniótł i uwierał, a to bardzo ważne, kiedy lezie się w upale nagrzaną drogą lub wspina po ledwo widocznym szlaku gdzieś w górach i chmurach. Poza tym plecak ten nie należy do tych największych molochów, które prawie przewyższają użytkowniczkę płci pięknej - posiadam plecak marki THE NORTH FACE 35 litrowy, gdyby ktoś dopiero poszukiwał modelu do kupna.

Plecak podręczny to druga ważna sprawa, jako że nie zawsze wybieramy się na wycieczkę z całym swoim dobytkiem, który albo zostaje na kwaterze albo jest ukryty w jakich głębokich krzakach. Plecak lub torba podręczna (chociaż polecam plecak, bo jednak wygodniej nieść ciężar równo rozłożony na plecach, niż krzywić się z torbą) najlepiej gdy są miękkie i można je zwinąć i upchnąć w głównym plecaku, gdy są niepotrzebne. Mój to zwykły szmaciak z ciucholandu - w sam raz do łachania gdzieś w terenie i nie przyciągnie zbytniej uwagi potencjalnego złodzieja.

Zanim przejdę do samego spisu rzeczy, jakie planuję zabrać, kilka uwag technicznych odnośnie pakowania. Jadę w tropiki, niby w porze suchej, ale kto wie co po drodze nas spotka więc wolę się przygotować na mokre ewentualności.

Wszystkie ubrania i drobne przedmioty zapakuję w torebki ze strunką, po pierwsze dla ochrony przed wilgocią, po drugie znacznie ułatwi to organizację plecaka i późniejsze szukanie w nim potrzebnych rzeczy. Już nieraz podczas wyjazdów zdarzało mi się szukać jakiejś konkretnej części garderoby i przy tym wyjmować niemal wszystko z plecaka. Takie pogrupowane ubrania, w osobnych pakunkach znacznie ułatwią mi życie. No i będzie gdzie odkładać brudne ubrania do prania :)

A zatem ubrania od najgrubszych:

bluza polarowa - z kapturem, na chłodniejsze noce, a najbardziej na wszelkie klimatyzowane środki transportu
pianka do nurkowania - w formie koszulki z krótkim rękawem, biorę, bo planuję spędzać w wodzie każdą chwilę poza spaniem i jedzeniem, a nawet w ciepłych wodach, po czasie ciało się wyziębia i nie ma na to rady.
koszula - niebieska klasyczna bawełniana koszula, okrywająca ramiona i dekolt przed ostrym słońcem i podczas zwiedzania świątyń
bluzka z długim rękawem - ze sklepu indyjskiego z bardzo cieniutkiej, wręcz przejrzystej bawełny, głównie do ochrony przed spiekotą i zakrywania ramion, szybkoschnąca i przewiewna
długie spodnie - z lekkiego przewiewnego materiału, z zamykanymi na zamek kieszeniami. Moim marzeniem jest upolować takie z odpinanymi nogawkami, najlepiej w dwóch miejscach, żeby móc zrobić z nich spodenki 3/4 lub szorty. To by redukowało ilość sztuk garderoby do jednej zamiast trzech. Spodnie najlepiej w kolorze brązowym (ja mam w kolorze kawy z mlekiem), nie za jasne, żeby nie było widać brudu i nie za ciemne, żeby się nie nagrzewały na słońcu.
koszulki z krótkim rękawem x2
koszulki na ramiączkach x2
sukienka - z materiału tak nikłego i lekkiego, że nie waży prawie nic, a przyda się na plaży czy spacerze po deptaku, w końcu od czasu do czasu można się poczuć trochę kobieco
szal - obszerny szal ze sklepu indyjskiego, na ramiona, na głowę, na biodra, jako pareo na plażę, jako prześcieradło, jako baldachim, jako poduszka, jako torba-zawiniątko, jako ręcznik, jako szal wreszcie.
ręcznik - koniecznie szybkoschnący turystyczny, w dowolnym sklepie sportowym. Zajmuje bardzo mało miejsca, świetnie chłonie wilgoć i schnie naprawdę szybko. Ja mam ręcznik o wymiarach 80 x 130 cm i zaopatrzony w gumkę, dzięki czemu można zrobić zgrabny pakuneczek mniejszy od kosmetyczki.
bielizna: majtki x5 - bo nie mam ochoty robić prania co drugi dzień, skarpety x3 - bo najczęściej będę i tak chodziła w sandałach
chustka na głowę - ukryje tłuste włosy, osłoni przed wiatrem i uchroni od powstania dredów, osłoni przed słońcem, wytrze twarz, spełni rolę ręcznika, ścierki, chusteczki czy nawet opatrunku doraźnego
strój kąpielowy - koniecznie dwuczęściowy, będzie także biustonoszem
kapelusz 
pasek skrytka - rzecz konieczna, w wewnętrznej części znajduje się kieszonka na suwak, w której można, stop, trzeba ukryć pieniądze na czarną godzinę

buty trekingowe - kupiłam niezbyt drogie, do kostki, dół cholewki jest ze skórki więc nie przemokną za szybko jeśli wdepnę w jakieś błoto czy kałużę w dżungli, góra cholewki jest z przewiewnego materiały, więc będzie jaka taka wentylacja. Aha no i koniecznie muszą być rozchodzone! Tylko raz pojechałam w butach kupionych na dzień przed wyjazdem, a blizny mam do teraz.
sandały - bardzo wygodne, na rzepy i dobrze trzymają kostkę. Plusem wyjazdu w środku polskiej zimy jest to, że jak już się znajdzie jakieś sandały w sklepie sportowym, to zazwyczaj są sporo przecenione :) Ja swoje zdobyłam w outlecie sportowym tańsze o połowę, kolor może nie mój, ale niedługo utrzymają się w tonacji pudrowo różowej ;)
buty do sportów wodnych - niekonieczne, ale przydatne, ciągle rozważam czy je zabrać, zdecyduje ciężar plecaka. Na pewno się przydadzą podczas pławienia się w wodzie i ochronią stopy przed jeżowcami, ostrymi muszlami i gorącym piaskiem.

saszetka na pasku - przy braku sekretnego portfela lepsza opcja niż zwykła torebka, zawsze ma się ją na pasku przed sobą i pilnuje pieniędzy, dokumentów czy telefonu
latarka - mała lekka ledowa
przybornik do szycia - maleństwo wielkości pudełka zapałek, w nim kilka odcinków nici, igły, szpilki, agrafka i maleńkie nożyczki
moskitiera - lekka siateczka do nakładania na kapelusz, osłaniająca twarz, szyję i ramiona, w razie potrzeby może też służyć jako woreczek lub torba 
palnik turystyczny - małą butlę gazową w razie potrzeby kupimy na miejscu
kubek aluminiowy - lekki, a w razie czego zagotuje się w nim wodę lub wybierze wodę z przeciekającej łódki :P
mapy - no a jakże
notesik i długopis - mniejszy od dłoni, mam w nim adresy ambasad, kontakty, przydatne zwroty i co dla mnie szczególnie ważne nazwy potraw w miejscowym narzeczu - zwiedzam głównie kubkami smakowymi
płaszcz przeciwdeszczowy
koc termiczny - lekkie, a dobrze mieć ze sobą
maska do nurkowania - 


maska do nurkowania - niby można kupić na miejscu, ale tą już testowałam i pasuje idealnie do mojej twarzy, całą resztę mogę kupić

Kosmetyczka:
kostka mydła - po pierwsze lżejsze i wydajniejsze, po drugie nie zaleje niczego gdyby doszło do pęknięcia butelki, po trzecie ze względu na upiorną wrażliwość skóry toleruję jedynie naturalne mydło z Aleppo więc nie mam wyjścia
mała buteleczka szamponu naturalnego - zawsze biorę podróżne wersje Białego Jelenia, nie zatrują tak środowiska gdyby przyszło do mycia się w rzece, a są do tego kosmicznie wydajne nawet przy dwóch osobach i moich długich włosach
pasta do zębów - mała na krótką podróż, zwykła na naszą, to w końcu kilka miesięcy
słoiczek masła shea - do twarzy, do ciała, cudownie koi wszelkie podrażnienia, niebiańsko wydajne, a wchłania się wręcz z siorbnięciem w skórę, w dobrych mydlarniach
mała szczotka do włosów
szczoteczka do zębów - poszukiwałam takiej z przyssawką, żeby nie trzeba było jej kłaść nigdzie w niezaufanej łazience
nić dentystyczna - również jako awaryjna nić do szycia
cążki do paznokci
pęseta - kto wie co jeszcze trzeba będzie z siebie wyskubywać oprócz brwi...
antyperspirant
środek na komary
krem do opalania - i to mocny, nic tak nie psuje pobytu jak spieczony tyłek
antybakteryjny żel do rąk - gdy nie ma jak umyć rąk, w ogóle chyba nabawię się kompulsywno - obsesyjnego mycia rąk na tym wyjeździe
higieniczne nakładki na toaletę - w końcu nie zawsze można "na Małysza"
patyczki do uszu - dwa tygodnie można jakoś wytrzymać, ale nie kilkanaście ;)
i trochę rozpusty:
mały lakier do paznokci - nie oprę się, paznokcie pomalowane być muszą, poza tym kto jeździł stopem i nocował w warunkach polowych ten wie jak wyglądają paznokcie w sekundę po doprowadzeniu ich do porządku :P
błyszczyk - na specjalne okazje

Apteczka:
oprócz wszelkich indywidualnych leków zabieram
gripex w saszetkach
zyrtec/ alertec - na alergie
stoperan i nifuroksazyd - na nieświeże jedzenie
urinatin - z żurawiną na układ moczowy
ibuprom
neopersen - na uspokojenie
zovirax
hydrocortisonum - krem na ukąszenia i uczulenie

Spanie:
namiot - nasz dobrze sprawdzony namiot, lekki, łatwy do rozstawienia, podzielimy się nim po połowie żeby rozłożyć ciężar. Zdecydowanie docenię go jako barierę wstępu w moją strefę komfortu wszelkim wielonożnym istotom.
śpiwór z poszewki - stara poszewka na kołdrę, nieco zwężona jest to zgrabny i lekki zamiennik śpiwora, noce w regionie, do którego zmierzamy są bardzo ciepłe, a nawet gdyby trafiła się chłodniejsza, można okryć się dodatkowo szalem lub ubrać polar i po sprawie, a nie targa się ze sobą mało poręcznego tobołka.
karimata - najzwyklejsza pianka, tyle że skróciłam ją o kilkadziesiąt centymetrów, żeby zajmowała mniej miejsca. I tak śpię w nogami podkurczonymi więc po co wozić ze sobą cały rulon?

Technologia:
aparat - mogłabym jechać w jednym łachmanie, ale nie bez aparatu. Biorę więc moją alfę w trójkątnej torbie, oczywiście ładowarkę, tulipanka i... ani jednego akumulatorka na zapas. Nawet zamienniki są dla mnie za drogie, a do tego waga akumulatorka to chyba z połowa wagi całego aparatu. Nic to jednak nie szkodzi, bo Mojmir kupił:
ręczny generator prądu - ustrojstwo trochę kosztuje, ale jaka jest cena utrwalonych wspomnień dzięki doładowanej w środku dżungli baterii? No, bezcenna. 
tablet - specjalnie po to kupiony, żeby przesyłać zdjęcia w czeluść dysku internetowego i sprawdzać potrzebne rzeczy bez konieczności siedzenia w kafejkach, no i oczywiście, żeby co jakiś czas meldować się na blogu :)
czytnik e-booków - bez tego w podróży po prostu nie mogę i koniec. Rozwiązanie idealne, nie męczy oczu, bo nie świeci, mieści bardzo bardzo dużo książek, więc nie obawiam się, że zabraknie mi lektury.
komórka - musi być, do tego nasze solidne Solidy nie tylko dzwonią, mogą być też latarką, młotkiem, narzędziem zbrodni, a wyglądają tak paskudnie, że żadna małpa czy złodziej nawet nie spojrzy w ich kierunku.

Kiedy wrócę, zrobię rewizję tego posta i z pewnością dodam wnioski względem pakowania. Mam nadzieję, że będzie pomocny w planowaniu wyjazdów.

Komentarze

  1. Weźcie jeszcze węgiel leczniczy. Polskie cudo dobre na wiele problemów, a niedostępne w większości krajów świata.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Na pewno mi się przyda, bo nigdy nie wiem jak się ekonomicznie i praktycznie spakować!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny post :) Trzymam kciuki za wyprawę, czekam na relacje z kolejnych etapów :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz