Przędzy barwnej nić - nasze wrażenia z wystawy w Muzeum Regionalnym w Stalowej Woli.

Niedawno informowaliśmy o mającym nastąpić otwarciu wystawy na temat przędzenia, barwienia, haftowania i koloru w kulturze ludowej regionu lasowiackiego. Nasza wizyta w Muzeum była więc tylko kwestią czasu...


Na początek muszę się wypowiedzieć jako architekt wnętrz :) Już po pierwszym spojrzeniu na salę ekspozycyjną wiedziałam, że będzie to nie tylko ciekawa wycieczka ze względu na temat wystawy, ale także miłe dla oka doświadczenie. Wiem, że większość zwiedzających zapewne nie zwraca tak bacznej uwagi na otoczenie eksponatów, ale w tym przypadku zdecydowanie warto, ponieważ pomysł na ekspozycję jest wdzięczny i prosty. Bazą dla prezentowanych eksponatów i multimediów są proste białe bryły, zostały one "osnute" kolorowymi pasmami włóczki, która odsłania w odpowiednich momentach eksponaty, a w innych odrywa się w przestrzeń, wydzielając strefy do zwiedzania. Całość prezentuje się bardzo subtelnie i ładnie współgra z tematyką wystawy.


Teraz już o samej wystawie. Prezentuje się tam szereg roślin służących do barwienia, co ważniejsze nie tylko w postaci zdjęć, ale także prawdziwych roślin, co bardzo ułatwia zapamiętanie ich wyglądu i późniejsze zidentyfikowanie w terenie. Oprócz tradycyjnych narzędzi służących do pozyskiwania włókien, ich obróbki i przygotowania przędzy i płótna, mogliśmy też zerknąć czule w oczy czerwcowi polskiemu (dzięki mikroskopowi). Dzięki kilku nagraniom z udziałem członkiń regionalnych grup starających się zachować tradycyjne obrzędy, stroje, pieśni i rzemiosło, można na wystawie obejrzeć jak uprawia się i zbiera len, lub haftuje przepiękne ludowe stroje. Wiedza cenna zwłaszcza dla osób nam podobnych, zainteresowanych praktyką przydatną w rekonstrukcji historycznej. 

Jedna z sal prezentuje bogatą kolekcję strojów lasowiackich, polecam poświęcić im szczególną uwagę, ze świadomością, że wszystkie ozdoby na nich zostały wykonane ręcznie. Robią niesamowite wrażenie i tradycyjnie w takich przypadkach obudziły moją kleptomanię muzealną - nie zliczę ile eksponatów już w wyobraźni zawłaszczyłam ;) Szczególnie wpadły mi w oko ażurowe białe hafty na zapaskach... Przy okazji przypomniałam sobie jak kiedyś lubiłam haftować oraz ile ubrań mogłabym przeistoczyć w ten sposób.


Wystawa ma jeszcze jeden plus: może trochę nieśmiało, ale w końcu nie jest to ogromna wystawa, robi ukłon w kierunku nowoczesnego interaktywnego wystawiennictwa. Zwłaszcza młodsi zwiedzający docenią możliwość samodzielnego zafarbowania kawałka płótna w naturalnym barwniku oraz będą mogli na ekranie wypróbować techniki hafciarskie Lasowiaków. Chociaż nie ukrywam, że sama się nieźle bawiłam przy tym :)

Wyniosłam stamtąd kilka nowych pomysłów na eksperymenty barwierskie i już nie mogę się doczekać okresu wegetacyjnego, żeby zbierać barwniki. Chociaż jako adept naturalnych technik barwierskich liczyłam na troszkę więcej przykładów barwnych palet, to na pocieszenie znalazłam je zebrane w bardzo poręcznym wydawnictwie towarzyszącym wystawie "Przędzy barwnej nić - poradnik barwierski". Zarys historyczny traktujący o tkaninach polskich w dawnych czasach jest z oczywistych względów napisany bardzo pobieżnie, przez co wkradło się tam kilka nieścisłości, ale ktoś kogo temat zainteresuje na pewno szybko uzupełni wiedzę w obszerniejszych źródłach. Najcenniejszą częścią publikacji są przepisy barwierskie i opis roślin, można się tu także dowiedzieć więcej na temat wsi lasowiackiej.



Rekonstrukcja lalki mamuny.



Przy kaftanach zwróciły naszą uwagę druciane haftki i wykończenie plecionymi sznureczkami.


W przypadku tej sukmany szczególnie przyglądaliśmy się sposobom wykończenia i naprawy.






Stanowisko do farbowania tkanin.






Włókna lniane gotowe do przędzenia.

Przyrządy do wyczesywania lnu.


A tutaj kilka moich rezultatów barwierskich:
Wełna farbowana owocami bzu czarnego.
Marzanna barwierska z ałunem.
Wrotycz z ałunem i żelazem.
Łupiny cebuli.
Liście bzu czarnego.
Owoce bzu czarnego i kora dębu.
Kora dębu,

Komentarze

  1. Te stylizacje/instalacje ze sznurami/nićmi rozpiętymi w przestrzeni są już tak oklepane, ze myślałam iż więcej nie zniosę i puszczę bełt na widok kolejnych, ale muszę przyznać, że w tym miejscu pasują jak ulał i świetnie komponują się i ożywiają ekspozycję :) A co do eksponatów, to na sam widok łapki świerzbią żeby sobie do domku zabrać ;P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz