Krater Eldborg i gorące źródła - półwysep Snæfellsnes.

Jako, że Islandia jest wyspą lodu i ognia, postanowiliśmy zobaczyć troszkę efektów działalności tego drugiego. A taką działalność najlepiej widać na przykładzie kraterów wulkanicznych o, które nie jest tam tak znowu trudno.

Przy okazji wyprawy na Snaeffelsnes odwiedziliśmy krater Eldborg położony u nasady półwyspu od południowej strony. Ciężko go przeoczyć jadąc drogą numer 54 z Borganes, wystarczy czasem zerknąć na lewo. Krater widać już z daleka i od razu widać, że jest kraterem. Na w miarę płaskim terenie pola lawowego Elborgarhraun wyrasta coś przypominającego świeżo wyciśnięty pryszcz, tylko że wznoszące się na 112 metrów wysokości. Krater powstał około 6500 lat temu w czasie erupcji, jego brzegi są dość cienkie i uformowały się z lawy wyrzucanej z wnętrza ziemi. Jest bardzo regularny i szeroki na 200 metrów, dodając do tego 50 metrów głębokości otrzymujemy na prawdę niesamowity widok.






Dość kiepsko wykonana panorama, bo bez statywu, ale przynajmniej krater widać w całej okazałości :)



Krwawodziób.

No, ale, żeby tym niesamowitym widokiem się nacieszyć z bliska to warto na wulkan wejść. Trafić na szlak jest bardzo łatwo, przy drodze głównej stoi znak informujący o zjeździe w jego stronę. Po przejechaniu dość krótkiego odcinka trasy trafiamy na farmę z parkingiem i podobno polem namiotowym od, której trzeba iść już pieszo.

Pieszy szlak ciągnie się około 3 kilometrów przez całkiem miłe dla oka tereny, a do tego porośnięte prawdziwymi krzakami co na Islandii nie jest zjawiskiem najczęstszym. Idzie się lekko i przyjemnie, chyba że akurat pada, nam padało, ale szło się i tak całkiem dobrze. Podejście na szczyt jest dobrze przygotowane i nie wymaga wielkiego wysiłku, bywa na, nim stromo, ale łańcuchy umieszczone przy szlaku umożliwią wejście nawet największej ofierze losu.
Po dotarciu na szczyt, przed oczami rozciąga się imponujący widok na wnętrze wulkanu. Turyści mają do dyspozycji kilkadziesiąt metrów krawędzi krateru, z której można je sobie popodziwiać, ale warto też odwrócić wzrok, żeby zerknąć na krajobrazy wokół wulkanu, pisze o tym, bo na prawdę łatwo się zapomnieć. U podnóża Eldborga leży kolejny krater, dużo mniejszy, bo wznoszący się, zaledwie na 36 metrów, ale też wart chwili uwagi i wspięcia się na niego.




Drugi mniejszy krater obok Eldborga.


Jadąc główną drogą dalej na północ od Eldborga można natrafić na kolejny dowód aktywności wulkanicznej tego terenu a konkretnie na gorące źródełka podgrzewane lawą i wypływające sobie swobodnie na powierzchnię ziemi. Tam również trzeba odbić na lewo z drogi głównej i przejechać się kawałek szutrową drogą. na trasie jest ustawiony znak informacyjny, który pomoże prawidłowo skręcić i dotrzeć do parkingu w pobliżu niewielkiego rozlewiska. Stamtąd do źródełka daleko nie jest, trzeba tylko przespacerować się po kamyczkach na drugą stronę bajora kierując się w stronę niewielkiego murku ułożonego z kamieni. To własnie za nimi znajduje się źródełko. Zdecydowanie odradzamy trasę obok kamieni, bo można się tam całkiem mocno wtopić w błotko.



Od strony parkingu w ogóle źródełka nie widać, ani nie widać czy ktokolwiek się w nim akurat kąpie. No a teraz o samym źródełku... Jest to niecka w skale o średnicy nieco ponad metra wypełniona gorącą wodą (temperatura się zmienia, ale zawsze oscyluje koło 40 stopni). Kształtem przypomina nieco dzwon, gdyż średnica przy powierzchni jest znacznie mniejsza niż średnica na dnie niecki. Dzięki temu zmieścić się tam może na upartego nawet 6 osób, choć zdecydowanie wygodniej jest przy niższej frekwencji. Wyższa osoba może sobie usiąść na dnie i woda będzie sięgać jej do ramion lub szyi, osoby niższe muszą kombinować. Woda jest przejrzysta i przyjemnie ciepła. Podobno jej temperatura może się tam wahać, lecz nam udało się trafić na idealnie kąpielową, czuliśmy się, jak w wannie, tylko że w wannie zazwyczaj nie pada na głowę.





W pobliżu znajduje się jeszcze jedno źródełko, tam gorąca woda wylatuje z rury biegnącej z ziemi i umieszczonej na wysokości około jednego metra. Wodą płynącą z rury można się poparzyć, natomiast większa kałuża, do której wpada jest już idealna pod względem temperatury do kąpieli. Niestety, woda jest dość mocno zabrudzona kawałkami mchu, a podłoże błotniste, przez co po kąpieli tam warto się umyć. Bajorko jest płytkie, ale dość szerokie dzięki czemu można się tam wylegiwać w pozycji horyzontalnej z kamyczkiem pod głową.
Miejsce pomimo dzikości jest dość znane, więc należy się nastawić na oczekiwanie, zanim zwolni się miejsce w cieplej wodzie. Nasza pierwsza kąpiel odbywała się w źródełku z rurą, gdyż to fajniejsze było dość mocno oblegane. Co chwila pojawiali się nowi amatorzy mokrych wrażeń i czekali w kolejce lub tłoczyli się razem w niecce. My skorzystaliśmy z niej dopiero rankiem dnia kolejnego dzięki czemu mogliśmy się cieszyć ciepłą woda i pięknem natury tylko we dwoje (sieweczkę obrożną, która biegała sobie w pobliżu zdyskryminowaliśmy traktując jako niższy i nierównoprawny gatunek co za tym idzie żadne towarzystwo). 


Nasz zaciszny nocleg niedaleko opuszczonego domu, w którym nocują obecnie owce. My wypatrzyliśmy płaski i trawiasty kawałek ziemi, osłonięty nawisem skalnym i kamiennymi murkami. Prawdopodobnie kiedyś były to zagrody dla owiec.


/Mojmir/

Komentarze

  1. Bardzo serdeczne dzięki za tutorial jak znaleźć jeziorko! Serio!:D
    Jakiekolwiek oczko wodne znalezliśmy dopiero po ponad tygodniu podróżowania naokoło wyspy i było na terenie campingu:/ Pomyślałam sobie wtedy, że może zrobiliście rozpiskę jak znaleźć to dzikie bajoro. Opis z murkiem wydał się nam dziwny, bo skąd murek w środku niczego, ale faktycznie był murek, a potem jeziorko! Czad! Zero ludzi, piękny widok. A najlepsze, że wszyscy, którzy pojawiali się na horyzoncie szli do tego drugiego parędziesiąt metrów dalej, takiego z rurą, płytkiego, a tego ładnego nie widzieli, bo było za kolejnym murkiem ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz