Rozniecanie ognia metodą historyczną. Test plenerowy.

Ważnym elementem wypraw historycznych jest ognisko. Ogrzewa, daje światło i możliwość przygotowania ciepłego jadła. No ale żeby mieć ognisko to trzeba je najpierw rozpalić. Jako że wyprawa jest historyczna to i sposób rozniecania ognia też powinien być historyczny. Proste to może nie jest ale na pewno bardzo satysfakcjonujące.

Sakiewka z materiałami do rozpalania ognia.

Żeby udało się rozpalić ogień w plenerze warto przygotować w domu potrzebne do tego przedmioty. Wszystkie zapakowane w skórzaną sakiewkę i schowane na dnie torby lub plecaka koszowego żeby przypadkiem nie zamokło.

Mój zestaw to:

- krzesiwo

- odpowiedni krzemień (krzemień krzemieniowi nie równy dlatego warto wypróbować wcześniej jego skuteczność i w razie konieczności poszukać sobie innego)

- zwęglony len (by uzyskać takowy trzeba kawałek zwykłego lnu szczelnie zamknąć w metalowej puszce lub zalepić gliną a następnie włożyć w żar, po pół godziny powinno być gotowe. Ja używam puszeczek po paście do butów)

- puch pałki wodnej (oczywiście wysuszony, prawie nic nie waży więc można zabrać troszkę więcej)

- kora brzozowa (chodzi o białe fragmenty, spodnia warstwa jest raczej zbędna)

- smolne drzazgi (w nomenklaturze podkarpackiej zwane szczypką i tej terminologii będziemy się trzymać a chodzi o żywiczne drzazgi sosnowe. Warto mieć ich przynajmniej kilka zwłaszcza jeśli spodziewamy się wilgotnego drewna do rozpałki)

To teraz sam proces rozniecania ognia warto by opisać. Tak więc należy przysiąść sobie wygodnie ze wszystkim czego potrzeba w zasięgu ręki, ułożyć kawałek lnu na kolanie i zacząć tłuc nad nim krzemieniem w krzesiwo lub odwrotnie. Robimy to tak długo aż któraś ze skrzesanych iskier upadnie na len i się na nim rozżarzy.

Gdy to tylko nastąpi należy natychmiast zająć się rozdmuchiwaniem iskry. Dość szybko powinno pojawić się nam kółeczko żaru. Wygodnie jest wtedy włożyć ten len w garść puchu z pałki wodnej i dmuchać nadal. Puch zajmuje się bardzo szybko ale też szybko gaśnie zostawiając na szczęście dość żaru od którego można już odpalić skrawki brzozowej kory (oczywiście dmuchając). Brzoza pali się już ślicznym płomieniem którym możemy zapalić szczypkę. I to już prawie murowany sukces, szczypa pali się intensywnie i długo, dając dość ognia żeby dało się od tego rozpalić ognisko. Oczywiście wszelkie suche igliwie, patyczki lub drzazgi drogi czytelniku musisz mieć przygotowane wcześniej i czekające na płomyk. Teraz już tylko podłożyć płonącą szczypkę pod patyczki i pozostaje nam dmuchać i podrzucać kolejne patyczki a potem dalej dmuchać aż osiągniemy dość żaru i ognia żeby zostawić ognisko samemu sobie bez obawy że zaraz zgaśnie.

Osobiście polecam rozdmuchiwać wstępny żar w misce śląskiej. Izoluje od podłoża (często wilgotnego lub nawet zaśnieżonego) i sprawia że żar się nie rozprasza poza tym można swobodnie unieść całość na odpowiednią wysokość zamiast ślęczeć w pozycji modlitewnej muzułmanina.
1. Krzesanie iskry nad zwęglonym lnem.
2. Rozdmuchiwanie iskry na lnie.
3. Puch pałki wodnej.
4. Kora brzozowa.
5. Szczypa.
6. Rezultat :)
Nie zawsze udaje się od rozżarzonego punktu na lnie przejść do wesołego ogniska dla tego warto mieć w odwodzie coś dzięki czemu nie trzeba będzie powtarzać uciążliwej procedury krzesania iskier. Można na przykład zbudować urządzonko do przetrzymywania iskry. Mianowicie potrzeba mocno zwiniętego kawałka zwęglonego lnu owiniętego korą brzozową. Kora sama zwija się w rulony, wystarczy taki rulon napakować lnem i przyłożyć do żaru rozdmuchiwanego w pałce wodnej. Jeśli pałka za szybko się zwęgli lub nie uda się od niej odpalić brzozowej kory to dzięki takiemu żarnikowi można od razu spróbować od nowa. Kształtem i zastosowaniem przypomina to zapalniczkę samochodową. W naszym teście żar utrzymał się ponad 20 minut w takim zawiniątku. Oczywiście nie jest to niezbędne ale...



autor: Mojmir

Komentarze