Żerków 2016 czyli znów na Ulfowisku.

Sezon 2016 wypadł nam nadzwyczaj ubogo jeśli chodzi o wyjazdy historyczne. Udało się nam odwiedzić ledwo kilka imprez, ostatnią z nich był znany już naszym czytelnikom Ulffest czyli odbywająca się w lasach pod Żerkowem impreza niemalże historyczna. Spakowaliśmy nasz namiot, trochę swoich gratów, dużo gratów Radosza i w sobotni ranek ruszyliśmy w drogę. Okazja była dość wyjątkowa, bo Ulfhird świętował tam dziesięciolecie swojego istnienia.

Wprawdzie odszedłem już z tej drużyny, niemniej przyłączyłem się do niej niemalże na początku jej istnienia i spędziliśmy razem masę czasu włócząc się od festiwalu do festiwalu. Wspomnień się masę przez kilka lat uzbierało, żonę w tej ekipie poznałem, więc i sentyment pozostał. Z tego też powodu całkiem się ucieszyłem, że uda się na imprezę pojechać. Impreza nie pretenduje do miana historycznej, co za tym idzie nie obowiązują ścisłe restrykcje co do jedzenia czy naczyń z epoki, ale jest tam zazwyczaj wesoły klimat i wszyscy uczestnicy się na to godzą. 
Około południa byliśmy już na miejscu, ledwo się przebraliśmy i musiałem już pędzić do trwającego od niedawna turnieju. Jak zwykle trzeba się było sprawdzić w trójboju, pierwszym wyzwaniem był klasyczny turniej indywidualny, pomimo podeszłego wieku i zaniedbania treningów (miecz miałem w tym sezonie 3 razy w ręku, licząc opisywany turniej oczywiście) udało mi się osiągnąć całkiem niezły wynik, zdaje się, że zwycięstwo można określić takim mianem? Co ciekawe w finałowej walce spotkałem się z moim siostrzanem Mściborem. Sam szczeniaka mieczem robić uczyłem i sam do drużyny zawlokłem, byłem więc nieco zawiedziony, że tylko drugie miejsce zajął (tutaj by trzeba wstawić taką buźkę z przymrużonym okiem, tak informuję jak by ktoś jednak z tekstu nie wywnioskował). 
W drugiej konkurencji zmagaliśmy się w rzutach oszczepem, najpierw trzeba było dwoma oszczepami trafić w tarczę, a potem kolejnymi trzema zaatakować wrogów składających się z drewnianych słupków i wiązek słomy. Pierwszy legł z przedziurawionym udem, pewnie mu tętnica poszła, pozostałych dwóch poczuło groty oszczepów w wątpiach. Tym oto sposobem zdobyłem 17 punktów wygrywając kolejną konkurencję, mój siostrzan był tylko o 1 punkt gorszy (jeśli jeszcze ktoś wątpi w związek genów z predestynacjami to niech przestanie).


Ostatnią konkurencją było łucznictwo, najpierw strzelało się na celność, a potem trzeba było posłać trzy strzały w jak najbliższej od siebie odległości, żeby uzyskać najlepsze skupienie. Tutaj bezkonkurencyjny okazał się Vestar z Valknut Hird, mi jak na osobę nie strzelającą w ogóle poszło całkiem nieźle, jednak mojemu siostrzanowi poszło bardziej nieźle. W ten oto sposób ja wygrałem dwie podkonkurencje, natomiast w klasyfikacji ogólnej (chyba nikt poza zliczającym nie zna zasad jej podliczania) wygrał Mścibor. Jak mi Rado podrośnie to będziemy obstawiać rodziną całe podium.
W przerwach pomiędzy konkurencjami udało mi się rozstawić namiot i przywitać ze wszystkimi zebranymi, a nawet trochę z nimi pogadać i uraczyć ich moim, powiedzmy, że nietuzinkowym poczuciem humoru. Jak zwykle bawiłem się przy tym świetnie, moi rozmówcy już niekoniecznie. Żywia i Rado mieli trochę więcej czasu na integrację, szczerze się cieszę, że młody dobrze odbiera towarzystwo obcych ludzi, dookoła masa włochatych dziwaków, a on uśmiechnięty na rękach u mamy czy którejś ciotki lub wujka i zaciekawiony wszystkim co się dzieje dookoła.
Po południu nadszedł czas na pokaz w pobliskiej wsi, tak generalnie to impreza odbywa się w środku lasu, ale za zgodą i wsparciem sołtysa Żerkowa. W zamian mieszkańcy mogą sobie obejrzeć pokaz walki i tańca. Dla nas jest to też okazja do powojowania w bitwach i kręgach. Jakoś przy obozie ciężko się zmotywować do walki, a tutaj nie dość, że było ku temu miejsce to jeszcze i widownia. Na koniec zmagań dostaliśmy jeszcze poczęstunek, a wracając obrabowaliśmy wesele z placków i flaszki. Ma się ten dar przekonywania...


Wieczór jak to wieczór, by wesoły, krzyki, śmiechy, chichy i pogaduchy zdominowały noc. Zastanawialiśmy się jak rozwiązać kwestię młodego, padło w końcu na niehistoryczny namiot, który rozbiłem przed zmrokiem na skraju obozu. Rado dostał sporą warstwę skór i koców pod tyłek i poszedł sobie spać. Nie kładliśmy go w historycznym namiocie ze względu na robale, które mogłyby zechcieć się nim poczęstować. Moskitiera w turystycznym namiocie ma bardzo dużo zalet, zwłaszcza dla pięciomiesięcznego młodzieńca. Co kilkanaście minut podchodziliśmy tylko pod namiot sprawdzić czy śpi, zazwyczaj spał.
Najzabawniejszą atrakcją wieczoru był turniej bab agresywnych (czy jakoś tak). Otóż dziewczęta miały się wykazać w kilku dynamicznych konkurencjach. Jedną z nich było łapanie smoka, smokiem był Bolek znaczy się kilkuletni syn jarla Ulfa. Młody był ruchliwy, ale baby jakoś sobie z nim radziły, gorzej im szło w innej konkurencji, która miała polegać na przywiązaniu niewolnika do drzewa. Niewolny wił się jak piskorz i wyrywał jak tylko umiał, po konkursie wyglądał na mocno zmaltretowanego, chyba nie przywykł do tak gwałtownych kontaktów damsko-męskich.
Na niedzielę żadnych atrakcji nie przewidziano, miało być siedzenie, jedzenie i gadanie. Nawet się cieszyłem na taki plan dnia, zamiast tego skończyło się na seminarium z walki mieczem i tarczą. Jakoś bym się z tego wykręcił, niech się inni uczą, ja już nie muszę, ale niestety to ja to seminarium musiałem prowadzić. Na imprezie było obecnych trzech Brytyjczyków z zamorskiego oddziału Ulfhirdu więc trzeba było gadać tak, żeby i oni zrozumieli. Szczerze nienawidzę się produkować po angielsku, zwłaszcza do szerszego audytorium (prawdę powiedziawszy też ledwo władam tym prymitywnym językiem, ale poznałem go na tyle dobrze, żeby go nie lubić w pełni świadomie i stanowczo). Tak czy inaczej seminarium chyba się udało i mam nadzieję, że kilka osób przyswoiło sobie cokolwiek z moich wypocin. Na tym nasz pobyt w Żerkowie się zakończył, trzeba się było jeszcze spakować, pożegnać i ruszyć w powrotną drogę. Za dwa dni czekała mnie wyprawa do Francji i trzeba się było na nią przygotować.

































































Komentarze